Narysować drzewo genealogiczne za pomocą muzyki, a następnie przeżyć strony wspólnej historii Polaków, Ukraińców i Chasydów. Stworzyć operę dla dzieci i dorosłych, której 1200 widzów będzie słuchać z zapartym tchem, a jednocześnie odkryje wielowarstwową, głęboką historię – nie o starych zdjęciach, ale o całym wszechświecie za nimi.
8 i 10 grudnia w Filharmonii Narodowej Ukrainy (Kijów) i Lwowskiej Filharmonii Narodowej im. Myrosława Skoryka we współpracy z Narodowym Zespołem Solistów „Kyiv Camerata” odbyła się premiera ukraińska premiera dzieła słynnego polskiego kompozytora Jerzego Kornowicza z libretto Michała Rusinka w ekskluzywnym tłumaszeniu Tetiany Korotun na język ukraiński.
W swoim niemal autobiograficznym dziele Rusinek spojrzał na zwyczajną rodzinę z niezwykłej perspektywy, a reżyserka ukraińskiej wersji koncertowej Maryna Ryżowa zinterpretowała operę jako film familijny, pełny nostalgii za życiem, w którym były marzenia i wiara w przyszłość. „Połączenie awangardowej techniki kompozytorskiej z tak wyraźnymi kierunkami stylistycznymi jak tango czy rock and roll sprawia, że ta opera jest dostępna dla każdego” – uważa dyrygentka wydarzenia Nataliia Stets. Wreszcie lwowski artysta Jarko Filewicz, który stworzył plakat operowy w stylu polskiej szkoły plakatu, zauważył, że „polską scenę najlepiej reprezentują wyraźne kontury, nieskomplikowana symbolika i prostota uczuć. Dlatego „Album rodzinny” to opera o tym, jak pomimo niesamowitej zawiłości naszych losów wszystko jest tak naprawdę bardzo proste”.
O głównym przesłaniu opery, swoich bogatych wcześniejszych doświadczeniach gatunkowych oraz o Putinie jako głównym przestępcy dziecinnych historii opowiedział wieloletni prezes Związku Kompozytorów Polskich i działacz kulturalny Jerzy Kornowicz specjalnie dla The Claquers.
— Dziś niezwykle ważne jest angażowanie młodego pokolenia w wydarzenia artystyczne. Podczas słynnego festiwalu muzyki współczesnej „Warszawska Jesień” jako jego dyrektor i kompozytor prowadzi Pan ciekawe wydarzenia dla dzieci, co wydaje się być dość trudnym zadaniem. Jakie jest Pana doświadczenie w pisaniu dla najbardziej wymagających słuchaczy?
— W tym roku została zorganizowana już 13. edycja Festiwalu Muzyki Współczesnej dla Dzieci „Mała Warszawska Jesień”. Jego pomysłodawcami byli poprzedni dyrektor festiwalu Tadeusz Wielecki i Paulina Celińska, która została kierowniczką „Małej Warszawskiej Jesieni” podczas pierwszych dziesięciu edycji. Adresowane były do dzieci w wieku od 7 do 12 lat. Od trzech lat kierowniczką tej części Festiwalu jest Anna Kierkosz, a adresaci mają od 0 do 15 lat w zależności od charakteru wydarzenia. To już całkowicie „dorosły” festiwal w ramach festiwalu, który składa się z dziesiątków cieszących się dużym zainteresowaniem i wielokrotnie powtarzanych wydarzeń. W programie wydarzeń znajdują się spektakle teatru muzycznego, opery dla dzieci, koncerty, warsztaty, instalacje i promenady.
Od pierwszej edycji Małej Warszawskiej Jesieni powstało wiele inicjatyw z nową muzyką skierowaną do dzieci. Fundacja Muzyka dla Wszystkich organizuje wydarzenia muzyczne także dla kobiet w ciąży. A moja grupa muzyki intuicyjnej „Kawalerowie Błotni” przygotowała kiedyś dla tej fundacji spektakl „Dźwięki z kapelusza”, przeznaczony dla dzieci od 3 roku życia. Jest to więc już dość popularny, a nawet modny ruch w sztuce współczesnej.
Będąc nauczycielem, zorganizowałem kilka wydarzeń; napisałem także około stu piosenek dla dzieci na takie okazje. Teraz piszę muzykę do spektakli teatralnych dla dzieci i naprawdę lubię to robić. Kiedy więc otrzymałem zaproszenie napisać muzykę do „Albumu rodzinnego”, chętnie je przyjąłem. To już druga opera adresowana do rodziny, którą stworzyłem, ale wraz ze wspomnianym zespołem zrealizowaliśmy także spektakl-performans „Podróż do wnętrza Ziemi” oparty na moim libretto na podstawie powieści Juliusza Verne’a.
Pierwsza opera, którą napisałem dla „Opery na Zamku” w Szczecinie, nosi tytuł Historia najmniej prawdopodobna. To ogromne, dwugodzinne widowisko, podczas którego widzowie przemieszczali się z głównej sali zamku przez ciąg kolejnych fantastycznych wnętrz.
Powstało ono na podstawie baśni Hansa Christiana Andersena, opowiadania, które w swoim libretto dostosowłem do współczesności, zmieniając wszystko poza główną ideą. O zwrotki do piosenek zwróciłem się jednak do swoich przyjaciół, wybitnych pisarzy Andrzeja Ozgi i Marka Bartkowicza.
Formuła opery rodzinnej
To była opowieść o ogłoszonym przez króla konkursie na najbardziej magiczny instrument, ale kiedy jeden z młodych mężczyzn zbudował cudowny zegar, to zniszczyli go barbarzyńcy. Przekształciłem to w opowieść o społeczeństwie, które oszalało i stworzyło nową niszczycielską siłę. Chodziło dokładnie o Polskę w tych czasach, ale fenomen odstępstwa od wolności na rzecz stabilności finansowej znany jest także z historii i czasów współczesnych. Stworzyłem postać o imieniu TinPu Młot. TinPu to nikt inny jak Putin. Dla mnie Putin już wtedy był najgorszą postacią na świecie. W 2016 roku!
Skomponowałem więc coś w rodzaju opery politycznej dla rodzin, jednak jeśli czytać aluzje, są one dla rodziców, a dzieciom pozostaje przedstawienie z morałem w tym samym stylu, co „Nowe szaty króla” z innej baśni Andersena. Wykonał go doskonale chór, orkiestra, soliści i balet. I po raz pierwszy użyłem formuły opery rodzinnnej z podwójnym szyfrem. Tej samej “operacji” dokonano w “Albumie rodzinnym”, tyle że zawiera on dość skomplikowany tekst, którego autorem jest wspaniały intelektualista, autor libretta Michał Rusinek. Jest znanym pisarzem i publicystą, był sekretarzem polskiej poetki Wisławy Szymborskiej, laureatki Nagrody Nobla.
Dostałem więc gotowy tekst z Festiwalu Prawykonań i zapytano mnie, czy jestem gotowy napisać operę – cokolwiek to dziś znaczy. Przyznam, że udało się to zrobić „czytelnie” i atrakcyjnie w obu warstwach, bo w tej operze jest wiele odniesień formalnych i artystycznych adresowanych do osób starszych, ale opowieść jest zrozumiała także dla dzieci – tak, żeby były usatysfakcjonowane.
— Czyli istnieje tło społeczne i kulturowe poprzez odniesienia i cytaty zawarte w tekście werbalnym i muzycznym, które mogą czytać tylko starsze pokolenia, a z drugiej strony pouczające historie moralne i etyczne dla dzieci. Czy niezależnie od wieku Ukraińcy odczytają te idee?
— Przesłanie opery jest w pewnym stopniu uniwersalne. Nie chodzi tu o nic innego, jak o poszerzanie naszej tożsamości – z ludźmi i światem. Akcja rozpoczyna się w zamkniętym pokoju, gdzie dzieci nudzą się i oglądają zdjęcia swoich przodków. Historie rodzinne opowiadane są na przykład o dziadku, który gdzieś zniknął – ta dotyczy jego zniknięcia gdzieś na Wschodzie, w Rosji, symbolizując los tysięcy ludzi na Kołymie i Syberii, który jest także wspólny naszym narodom.
Kolejna scena została wcielona (to była moja jedyna propozycja dla Michała Rusinka) jako opowieść o Żydach, bo potrzebowałem w tym libretto kolejnego poważnego, wręcz traumatycznego tematu. Dotyczy to także historii Ukrainy, tutaj było bardzo podobnie. A animacja pary chasydzkiej na projektorze wideo biorącym udział w operze powoli zanika, a na samym końcu obrazu pojawia się pusty pejzaż. Podobnie jak dzisiaj w Polsce, mamy tylko puste miejsca po cywilizacji żydowskiej.
W operze jest piratka: to opowieść o wolności, która przełamuje bariery i stereotypy. A kiedy mamy lekcję historii, tak naprawdę nawiązuje ona do lokalnej legendy o obserwatorze wieży w Krakowie, który zginął od strzały pochodzącej od Tatarów.Wykonywana przez niego fanfara zostaje przerwana, co symbolizuje moment morderstwa muzyka. To lokalna, ale dobrze znana historia. I ostatnia scena o małpie jako naszej prapraprababci… Czyli to poszerzenie odbywa się w przestrzeni, od własnej rodziny poprzez rodzinę ludzką do identyfikacji z naturą, ale także w czasie, od teraźniejszości do czasu historycznego i ewolucyjnego.
Sekretne połączenie z całym wszechświatem
Postanowiłem też dodać jedną niemą scenę, opracowaną czysto muzycznie. To ostatni rozdział, który wygląda i brzmi bardzo tajemniczo i niejednoznacznie. Nazwałem go tak dla siebie, nie ma tego w libretto. Chodzi o przestrzeń. Postanowiłуm więc zastanowić się nad naszą zdolnością do identyfikowania się ze światem, zwłaszcza gdy jesteśmy młodzi, kiedy czujemy, że mamy sekretne połączenie z całym wszechświatem.
Nawiązuje to do mojej dawnej fascynacji Maxem Schelerem i jego teorią numinosum – stanu metafizycznej jedności. Do teorii Carla Gustava Junga, a także do francuskego filozofa i antropologa Pierra Teilharda de Chardina, z całą tą kosmiczną wizją, zwaną wręcz „wszechświatem osobistym”. On połączył poszczególnych ludzi i naturę wszechświata.
Jest to więc bardzo ważna część pomysłu, którą podkreśliłem ze względu na dodanie wiecznych znaczeń do libretta stworzonego w podwójnym kodowaniu, oraz ze względu na stworzenie historii dla dzieci i dorosłych w każdym wieku.
— Utrzymanie uwagi dziecka przez niemal godzinę nie jest łatwym zadaniem. Podzieli się Pan sekretami tworzenia muzyki, która brzmi dobrze dla obu pokoleń?
— Jest to częsty problem, ponieważ my, a tym bardziej nasze dzieci, wychowywani jesteśmy na krótkich fragmentach muzycznych. Słuchamy piosenek pop, reklam, korzystamy z sieci społecznościowych. Dlatego też muzyka powinna być możliwie najkrótsza. Jest to problem dostrzegany nawet przez producentów płyt CD. W przeszłości średnia długość utworu zamówionego przez producentów wynosiła około trzech i pół minuty. Teraz są to dwie i pół pimuty, a nawet dwie. Jak więc pokonać te nowe zwyczaje, nie wiem.
Ale lubię tworzyć coś przesyconego. Lubię inwestować więcej w każdym aspekcie. Lubię wyrażać siebie „za bardzo”, więc to zadanie – przeciwstawienie się trendowi skracania 50-minutowej opery – okazało się właśnie dla mnie. Jednak polska premiera „Albumu rodzinnego” odbyła się w ogromnej sali Narodowej Orkiestry Polskiego Radia, która może pomieścić 1200 osób. To, co udało mi się docenić po trzech występach, to właśnie że podczas występu sala była wypełniona ciszą. Wiadomo, cisza i młodzi ludzie to coś w rodzaju oksymoronu. Trudno sobie wyobrazić, aby (nawet zakładając, że przybyli rodzinami) w milczeniu słuchało 500-600 młodych ludzi i dzieci.
W ogóle we wszystkich stylizacjach, którymi się zajmuje kompozytor, charakterystyczna jest tendencja do szczegółowego komplikowania muzyki, przy jednoczesnym zachowaniu pozorów prostoty. To jest coś specjalnego. Ale zrobiłem to w sposób dla mnie naturalny. Może dlatego, że mam dzieci, może dlatego, że mam z nimi kontakt od lat. Myślę, że wyszło tak prosto, jak chciałem i tak skomplikowane, jak chciałem.
— Do spektaklu dodana została animowana projekcja wideo. Jak to wpływa na operę, pomaga lub zajmuje więcej uwagi niż część muzyczno-dramatyczna?
— Opera zawsze była syntezą sztuki. Teraz inicjatywę przejęło kino. Opera posiada dość zaawansowane środki techniczne do realizacji filmu, możliwości techniczne projekcji wideo, profesjonalne oświetlenie, namacalne i dynamiczne jego wykorzystanie. Dziś nie sposób wyobrazić sobie opery bez aspektu multimedialnego. I w tej operze ucieleśnia się on w niezwykle oddany i czuły sposób poprzez animowane ilustracje wykonane przez Joannę Rusinek.
— Gdyby słuchacze mogli zajrzeć do albumu rodzinnego Pana, co by im pozwolono zobaczyć? Czy mógłby Pan podzielić się osobistymi momentami, które przecinają się z operą lub emocjonalną historią, która zainspirowała Pana do napisania utworu dla dzieci i dorosłych?
— Związki te są oczywiste i mocne, ale nawet ich nie rozważałem i nie analizowałem. Ogólnie moje zachowanie było dość spontaniczne. Choć jeśli np. po wysłuchaniu utworu słuchaczowi wyda się, że napisała go osoba spokojna, o silnych więzach rodzinnych, to sądzę, że nie jest to oderwane od rzeczywistości.
Ta sytuacja rodziny rozproszonej po świecie dotyczy także mojego przypadku: ciocia, kuzynki i siostry są w różnych krajach. Nasza rodzina ma geny żydowskie, litewskie i niemieckie.
Między innymi wszyscy w rodzinie jesteśmy muzykami, więc to jest najważniejszy element budujący naszą tożsamość. Dlatego nie rozumiemy postaci zwanej nieznajomym. Jesteśmy absolutnie przeciwni temu kryterium. Bo kto jest dla nas nieznajomy? Beethoven? Bach? Smetana? Ukraińscy poeci? Amerykańscy poeci ze szkoły nowojorskiej? Udowodniono już, że muzyka robi ludzi odpornymi na demagogów i narcystycznych pseudopatriotów, takich jak Putin i większość rosyjskiego społeczeństwa.
(Można mówić o całych zatrutych społeczeństwach, jak w przypadku Niemiec przed i w czasie II wojny światowej, a sytuacja, którą mamy teraz w Rosji, to chore społeczeństwo).
Chciałbym wyrazić ogromny szacunek dla tego, co Ukraińcy robią podczas wojny – bo nie tylko będziecie grać muzykę nieukraińską, ale w ogóle wystawicie operę odległą od wojennej rzeczywistości. Serdecznie dziękuję organizatorom, artystom i widzom, którzy, mam nadzieję, są gotowi przyjechać i pozostać w innym kontekście. Ta opera opowiada o braterstwie, rodzinie i wspieraniu pozytywnej energii, która pomoże zbudować prawdziwą wspólnotę europejską już teraz.
Transmisję opery z Filharmonii Lwowskiej będzie możliwość oglądać 10 grudnia o godzinie 18:00 przez ograniczony czas:
Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Polski