«Nie wiadomo mi nic o tym po prostu». Polski pianista Szymon Nehring o kulturze rosyjskiej i muzyce ukraińskiej

Шимон Нерінг. Фото: Національна філармонія України

Rozmowa z polskim pianistą Szymonem Nehringem odbyła się 8 września, w dniu otwarcia 160 sezonu koncertowego Filharmonii Narodowej Ukrainy. Dzięki wsparciu Instytutu Polskiego w Kijowie pianista został zaproszony do wykonania II Koncertu fortepianowego Johannesa Brahmsa. Podczas koncertu zabrzmiały również utwory Ludwiga van Beethovena, Witolda Lutosławskiego i Serhija Pilutikowa. Rozmawiano o edukacji muzycznej, doborze repertuaru, relacjach między kulturą a polityką oraz słuchano utworów ukraińskich kompozytorów.

Ogólnie, na koncercie zaprezentowane utwory od klasyki po współczesność. Lubi Pan takie programy, czy woli programy bardziej koncepcyjne, kiedy jest tam jeden wiek zaprezentowany?

— Ja nie wiem, to zależy bardzo. Dla mnie to nie jest problem, żeby słuchać rzeczy, które są niezbyt związane ze sobą. Nie po to przychodzę na koncert, żeby słuchać rzeczy przede wszystkim koncepcyjnie dobrze ułożonych, tylko po to, żeby słuchać w dobrych wykonaniach. Ale dla wielu słuchaczy to jest ważne, dla tych, którzy nie są powiedzmy muzykami. Temu też tak się często planuje koncerty z organizatorami. 

Cała dyskografia Pana jest związana z polskimi kompozytorami, często też Pan wykonuje ją na koncertach. Był Pan także finalistą głównego konkursu pianistycznego na świecie – Konkursu Chopinowskiego. Czy świadomie Pan promuje swoją kulturę? A może po prostu podoba się ten czy tamten utwór, niezależnie od kontekstu?

— Nie wiem, myślę, że po prostu Chopina grałem bardzo dużo i wiele osób chciałoby zapraszać mnie na koncerty z nim, a nie z innym repertuarem. To jest na pewno powód. Ja uwielbiam tę muzykę, ale Chopina, oczywiście, nie trzeba promować, bo to jest jeden z najważniejszych kompozytorów.

Ale Szymanowski też jest dla mnie bardzo ważnym kompozytorem, takim kompozytorem z pierwszej ligi. Zależy mi na tym, żeby jego muzykę po prostu promować, żeby ją wykonywać. Wydaje mi się, że dobrze zagrana muzyka Szymanowskiego jest naprawdę bardzo wartościowa. Jest to tak samo unikatowy styl jak styl Debussy’ego czy Skriabina. Wydaje mi się, że tutaj Szymanowski jest  na razie mniej znanym kompozytorem. 

Jeśli chodzi o moje nagrania, to wydaje mi się, że to się też zmieni. Do tej pory były to nagrania polskie, bo też z tym repertuarem najczęściej chciałem wydawać moje płyty, ale gram dosyć szeroki repertuar, od Mozarta do właściwie współczesności, do dzisiaj pisanych utworów.

Czy Pan wykonywał dużo muzyki rosyjskiej? Czy kultura rosyjska istnieje oddzielnie od swojego państwa?

— To bardzo trudny temat i nie chcę się narażać Ukraińcom, bo wiem, że wielu z nich bojkotuje teraz kulturę rosyjską. A ja, żeby nie było wątpliwości, jestem w takim konflikcie oczywiście po stronie ukraińskiej, jeśli chodzi o politykę, bo to wydaje mi się jedynym rozsądnym myśleniem przy takiej inwazji. Natomiast jeśli chodzi o kulturę rosyjską — ja uważam, że kultura światowa nie istnieje bez kultury rosyjskiej. Jest to jedna z najważniejszych gałęzi kultury światowej. Zresztą duża jej część, tak jak Szostakowicz czy Prokofiew. Ich muzyka, poglądy i ideały sprzeczne z polityką obecną Rosji.

Generalnie kultura rosyjska bardzo często stoi w opozycji do polityki rosyjskiej, czy do dzisiejszej, czy też tej dawnej. Bojkotowanie kultury rosyjskiej czy w ogóle jakiejkolwiek innej kultury w związku z polityką, uważam za poniżające właściwie dla całej kultury jako takiej, nie tylko kultury danego kraju. Myślę, że kultura stoi po prostu znacznie powyżej polityki. Ma znacznie szerszy przekaz niż w sprawie politycznej. Nie można jej podporządkowywać polityce, dlatego uważam, że nie powinno się bojkotować żadnej kultury ze względu na obecnie panującą politykę. Tak jest moim zdaniem.

A czy Pan teraz wykonuje muzykę rosyjską?

— Tak, się zdarza.

Chciałam wrócić do okresu, w którym Pan studiował. Był Pan uczniem Państwowej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I stopnia im. M. Karłowicza w Krakowie i Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej II stopnia im. F. Chopina w Krakowie. Ukończył Pan Akademię Muzyczną w Bydgoszczy, a w latach 2017-19 r. był Pan studentem prof. Borisa Bermana w Yale School of Music. Czy myśli Pan o nauczaniu? 

— Tak, lubię czasem uczyć, daję prywatne lekcje. To jest dla mnie istotne, sam czuję się, jakbym się uczył podczas uczenia kogoś. Mam wrażenie, że czasem udaje mi się komuś trochę pomóc. Więc prawdopodobnie bym chciał w przyszłości uczyć na uniwersytecie.

Jakie ma Pan zasady w komunikacji ze swoimi nauczycielami? Które doświadczenie Panu się podobało, a którego nie chciałby Pan powtórzyć?

— Ja miałem dużo szczęścia, jeśli chodzi o nauczycieli. Każdy z moich nauczycieli, szczególnie ci w Polsce, czyli pani Łazarska i profesor Wojtas, byli bardzo oddani studentom. I to jest coś takiego, co wydaje mi się niezwykle ważne w uczeniu — być w stanie poświęcić dużą ilość czasu, aby to wynikało z samej pasji do nauczania, a nie na przykład z korzyści zarobkowych. Miałem ogromne szczęście, że od tego czasu mi poświęcono bardzo dużo i to było dla mnie najważniejsze.

Miałem też bardzo mądrych nauczycieli, więc ta merytoryczna strona była bardzo istotna. Przede wszystkim wydaje mi się, że człowiek do wieku samodzielności (w którym ja już teraz jestem) potrzebuje kogoś, kto poświęci mu dużo czasu i nakierowuje go na pewien system działania w muzyce. System wartości, którym on będzie potem się kierować. 

A jeśli chodzi o to, czego bym nie chciał powtórzyć — niedobrze, kiedy nauczyciel za bardzo wchodzi w życie prywatne ucznia. Wtedy uczeń staje się w pewnym sensie uzależniony od woli nauczyciela, nawet bardziej w sprawach dotyczących życia, a nie tych dotyczących muzyki. To może być bardzo toksyczne i potem mieć złe skutki w przyszłości. To jest trochę sprzeczne, bo z jednej strony nauczyciele powinni być bardzo oddani uczniowi, ale ten balans jest bardzo istotny.

Widziałam na Facebooku, że czasami Pan zajmuje się muzyką kameralną. Czy Pan jest pianistą wszechstronnym, czy woli solówki, czy jakąś kombinację tych opcji?

— Staram się być wszechstronnym pianistą. Bardzo lubię grać kameralnie. Chyba największą przyjemność mi sprawia granie kameralne, jeśli mam możliwość, to z przyjaciółmi. 

Poświęcenie się graniu kameralnemu wymaga uwagi, dużej ilości czasu, żeby się nauczyć i tak dalej, więc to jest troszeczkę inna działka. Staram się uprawiać od czasu do czasu i grać po to, żeby się rozwijać w ogóle jako muzyk. Natomiast nie mam tego w priorytecie w porównaniu z graniem solowym.

 Głównie gram solowo albo recitale, albo koncerty z orkiestrą i na tym się skupiam na razie, bo jako młody człowiek mam dużo energii i dużo czasu, żeby poświęcić się w pełni graniu solowemu — to jest w pewnym sensie większym wyzwaniem. Wymaga zupełnie innych niż w kameralistyce czynności, jest to dla mnie wyzwanie i dlatego skupiam się głównie na solowym graniu w tym momencie.

Teraz poproszę Pana o wysłuchanie kilku fragmentów utworów ukraińskich kompozytorów i wyrażenie swojej reakcji na nie. 

Mykola Łysenko „Dumka-Szumka” rapsodia nr 2

— Bardzo ładna, ja to słyszałem kiedyś. Wybierałem utwór Łysenki, który będę grał, to tego też słuchałem. Dzisiaj będę grał „Ełehiję” Łysenki na bis. W ogóle lubię jego twórczość, to są bardzo ważne rzeczy.

Wasyl Barwiński, koncert fortepianowy z orkiestrą f-moll.

— Ja nie znam tego koncertu Barwińskiego, ale słyszałem o tym kompozytorze i w ogóle podobają mi się te tematy, a przede wszystkim bardzo lubię Oksanę Rapitę (która wykonuje ten koncert w nagraniu), оna jest świetną pianistką.

Borys Latoszynski, fortepianowe trio nr 1 op. 7

— Bardzo ładne. Przypominam, że miałem grać jakiś utwór Latoszynskiego, i to jest chyba on. Wydaje mi się, że zagrać go to dobry pomysł.

Jakie wrażenia o tej muzyce? Jakie uczucia?

— To są za krótkie fragmenty. W ogóle bardzo lubię muzykę Europy Wschodniej. Jest to muzyka taka gorętsza niż muzyka kompozytorów polskich. Mająca więcej takiej spontanicznej uczuciowości, sercowości, takiego dramatyzmu wschodniego. Również jestem ogromnym fanem muzyki niemieckiej czy francuskiej, ale to jest zupełnie co innego. Ta muzyka, której słuchaliśmy teraz, działa nie bardzo mocno na moje uczucia, ale jest bardzo silna w sumie. Ona intuicyjnie, tak bardzo wprost na mnie działa.

Posłuchamy teraz początku sonaty fortepianowej op.10 Antina Rudnyckiego.

— To mi się kojarzy troszkę ze Szostakowiczem. W takiej suchości brzmienia i w takiej chromatyzacji, troszeczkę faktury, ale też z drugiej strony jest to romantyczne, gdzieś z pogranicza. Jednak to może być grane w taki sposób przez tę pianistkę (Switłana Pozdnyszewa) — czasami neoklasycznie, a momentami romantycznie. Właśnie nie wiem, nie znam tej stylistyki i też nie widzę nut przed sobą, ale jest to na pewno ciekawe.

A słyszy Pan tam motywy muzyki ludowej?

— Dosłownie jak skończyłem słuchać, to tak. I to jest ta właśnie część romantyczna. Natomiast sam początek tego utworu jest w zasadzie bardzo neoklasyczny. W temacie i w podejściu do pedalizacji, w takiej chromatyzacji to właściwie się zaczyna, jak preludia i fugi Szostakowicza, chociaż potem zupełnie zmienia narrację.

Łeonid Hrabowski – 5 charakterystycznych sztuk.

— Bardzo mi się podoba, bardzo ładna. Taka interesująca. Nie wiem, z czym się dokładnie kojarzy tak precyzyjnie, ale w ogóle lubię taki neoklasycyzm. To jest, można powiedzieć, taka awangarda, nie wiem do końca, ale jest to bardzo dobra muzyka. I lubię w ogóle grać taką muzykę.

Czy Pan gra muzykę w pamięci czy tylko z nut?

— To zależy. Jak jest to możliwe żeby się nauczyć na pamięć to się uczę. Ale czasem jest zapis tak trudny do realizacji dokładnej, że lepiej zagrać z nut i zagrać dobrze. Nie wydaje mi się, że to jest ważne — czy gra się z pamięci czy nie, ale ja na przykład nie lubię grać z nut, bo mi to zaburza myślenie o utworze i nie mogę się skupić tylko na klawiaturze i biegu utworu.

Też chciałam dodać, w nawiązaniu do poprzedniego tematu: myślę, że Szostakowicz był w opozycji, ale władza rosyjska teraz wykorzystuje jego utwory, jego sztuki na swoją korzyść. Czy Pan tak nie uważa?

— Nie wiadomo mi nic o tym po prostu. Wiem o tym, że się wykonuje utworu Szostakowicza w Niemczech, Francji, Hiszpanii, Anglii, w ogóle w Europie i w Ameryce. Są książki programowe, które mówią o tym, w jaki sposób myślał Szostakowicz. Jeśli ktoś nie rozumie jego muzyki na zasadzie intuicyjnej (tak jak, powiedzmy, ja czy pani), to rozumie mniej więcej, o czym ta muzyka jest, co ona w sobie zawiera. Zresztą, jest tytułowana bardzo często w sposób sugestywny.

Ale jeśli ktoś tego nie rozumie, to również książki programowe na zachodzie zawsze tłumaczą poglądy Szostakowicza na temat imperializmu rosyjskiego. Natomiast co do samej Rosji, nie wiem. Nie bywałem w ogóle dużo w Rosji, nie byłem tam bardzo długo i nie mam pojęcia, jak Rosja wykorzystuje twórczość Szostakowicza na swoją korzyść w tym momencie. Ale ludzie, którzy przychodzą na koncerty i słuchają muzyki Szostakowicza na zachodzie, to nie ci, którzy przychodzą, bo wspierają imperializm rosyjski. Uważam, że przeciwnie. Jestem w tym głęboko przekonany.

Mam na myśli taki sentymentalizm do tej muzyki, a potem do ludzi i do polityki. Nie uważa Pan, że tak może być?

— Sentymentalizm? Co to znaczy?

Kochać tę muzykę i potem mieć jakiś sentymentalizm do ludzi z tego kraju. Czy tak ono nie pracuje?

— Ja jestem przeciwny polityce rosyjskiej, to jest oczywiste. Jednak nie chcę powiedzieć, że nienawidzę wszystkich Rosjan. To jest w ogóle stwierdzenie bardzo negatywne. Zresztą Rosjanie, których znam, są przeciwni polityce swojego kraju i ja ich nie nienawidzę, to są moi koledzy. Natomiast jeśli chodzi o muzykę rosyjską, to jest ona czasami po prostu genialna i nic tego nie zmieni. Ja tego nie wiążę z narodem rosyjskim, tylko słucham tej muzyki. Nie uważam, że ona powinna być potępiona. Ona również mówi o nienawiści wobec rosyjskiego imperializmu, a nie gloryfikuje tego imperializmu. Więc tym bardziej nie uważam, że powinna być w tym momencie jakoś neglektowana czy właśnie tępiona. To jest zniszczanie sztuki, która istnieje poniżej polityki. To jest błędem, moim zdaniem, prezentować ją powyżej polityki, a nie poniżej.

Zrozumiałam. Dobrze, dziękuję bardzo za rozmowę i wrażenia od muzyki ukraińskich kompozytorów. Życzę miłego koncertu. Może Pac chce jeszcze coś dodać?

— Bardzo się cieszę, że przyjechałem do Kijowa. Jest to dla mnie duże przeżycie, bardzo polubiłem już to miasto. Czekam na koncert i oczywiście mam nadzieję, że ta sytuacja, która jest, inwazja, obecna w tym momencie, skończy się jak najszybciej na korzyść Ukrainy — to jest oczywiste. Nie wiem, czy to jest jakieś wielkie wsparcie dla Ukrainy. Jak mogę, tak wspieram Ukraińców, przynajmniej myślami.


Z tej rozmowy wyłania się kilka bardzo ważnych tez, które po raz kolejny trzeba wypowiedzieć zarówno “wewnątrz”, jak i “na zewnątrz”. Jak powiedział znany polski dziennikarz i pisarz Mariusz Szczygieł: “Co jakiś czas wszystko trzeba tłumaczyć od początku”.

Porozmawiajmy więc najpierw o rosyjskiej propagandzie. Promowana była i jest narracja o “wielkiej rosyjskiej kulturze”, która rzekomo ma subiektywną formę i zdecydowanie nie współpracuje z władzami, a raczej stoi w opozycji do nich. Opinia ta jest przekazywana nie tylko ukraińskiej publiczności, ale także całej możliwej przestrzeni światowej. Pozycjonowana jest jako odrębna instytucja, pomimo faktu, że jest finansowana z tego samego rosyjskiego budżetu.

Wszyscy powinni zrozumieć, że każda próba połączenia rosyjskich i ukraińskich kompozytorów w jednym programie, każda próba współpracy, jest wielkim przejawem braku zrozumienia ukraińskiego kontekstu. Jest to także tworzeniem nowych urazów psychologicznych dla Ukraińców, którzy chronią się przed wszystkim, co rosyjskie. Oczywiście jest to dla nas temat emocjonalny, ponieważ konsumowaliśmy tę kulturę w ogromnych ilościach i nie chcemy mieć nic wspólnego z mordercą. Musimy wyjaśnić, że “odwołać Rosję nie oznacza bojkotu, ale kwarantannę. Kwarantannę od Rosjan. Oni już wystarczająco dużo powiedzieli, teraz ich broń mówi za nich” – Oksana Zabużko dla «The Ukrainians».

Temat kolonializmu i skojarzenia Ukraińców z “wielkim bratem” są również na wyciągnięcie ręki. W rezultacie muzyk przybywający z zagranicy może używać terminów takich jak “muzyka Europy Wschodniej” i porównywać ją przede wszystkim z muzyką imperium.

Druga teza — rola muzyka jako odtwarzacza muzyki. Taki model zachowania nie “zadziała” w dzisiejszych realiach. Muzyk, bez względu na to, jak bardzo odizolowany może być w swojej sztuce, jest tak naprawdę zaangażowany w wiele procesów. Przynależy do instytucji, do społeczności, banalnie do podatnika — do osoby, która rozwiązuje różne problemy państwa na własnym poziomie. A milczenie jest próbą pozostania po obu stronach. Oddzielenie od tych procesów stoi kolejny problem postkolonialny, chodzi o tego samego “małego człowieka, który na nic nie wpływa”. Rosyjskie wojska, w tym nie tylko zawodowi żołnierze, ale także zmobilizowani cywile (nie bez artystów) atakują muzea, uniwersytety, teatry, kościoły, szkoły, biblioteki i ośrodki kultury. Teraz na okupowanych terytoriach rosyjska muzyka jest zmuszana do grania w tym samym czasie, gdy jest wspierana przez największe sceny na świecie. https://en.kcmd.eu/releases/statement

Trzecia rzecz, bardzo ważna, dotyczy godności. Tej samej godności, która towarzyszyła nam w 2014 roku, a którą tracimy lub która nawet nie była zakorzeniona w przemyśle muzyki klasycznej. 

Mamy możliwość stworzenia własnego kontekstu i wypełnienia go, a co najważniejsze, przekazania go światu. Każdy wartościowy artysta powinien przynajmniej częściowo znać historię ukraińskiej kultury, aby zrozumieć pewne wezwania i działania muzyków w kraju, w którym toczy się wojna. Bez względu na to, na jakim poziomie znajduje się muzyk, na Ukrainie czy za granicą, powinien on przekazywać swojemu otoczeniu konkretne fakty współpracy muzyków, kompozytorów i innych postaci kultury z władzami rosyjskimi. I jak ta współpraca zamienia się w prawdziwe pociski. Często wygląda to tak, jakbyś psuł wielkie święto życia swoim niezadowoleniem z muzyka na scenie filharmonii na Ukrainie lub światowej orkiestry współpracującej ze skrzypkiem o nadszarpniętej reputacji. Ale to jest praca nad wewnętrzną reputacją i podmiotowością naszej kultury i naszej przyszłości. Mamy prawo do własnego głosu w globalnej historii kultury. Głosu wartościowych, odważnych i konsekwentnych w swoich działaniach i przemyśleniach artystów.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *